niedziela, 1 stycznia 2012

Birdman

Rare Birdman...

 44 lata temu w Dzień Dziecka w prasie muzycznej pojawiła się notatka, zapowiadąjaca wydanie pierwszego singla grupy muzycznej o tajemniczej nazwie Giles, Giles & Fripp (bracia Michael Giles, Peter Giles oraz ich utalentowany kolega Robert Fripp). Już tydzień później do składu dołączył zasłużony muzyk orkiestr wojskowych Ian McDonald i tak to się Wszystko zaczęło...

 Bezpośrednim efektem spotkania tych gentleman'ów był jedyny album owej formacji zatytułowany, a jakże: "The Cheerful Insanity of Giles,Giles & Fripp".
 W dwa miesiące później, w listopadzie 1968 roku grupa rozpada się, a na powstałym w ten sposób kalorycznym nawozie kiełkuje nowy projekt o nazwie King Crimson.
 Pierwszy album Króla na półki trafia dokładnie 10.10.1969 roku, a niespełna dwa miesiące później po ciężkiej nocy z 6 na 7 grudnia Jego zamek opuszczają Michael Giles i Ian McDonald, nie mogący znaleźć wspólnego języka z apodyktycznym Robertem...

 Wiadomo, trochę szkoda, bo debiut KC był jedyny w swoim rodzaju i kto wie co mogłoby z tego wyniknąć.
Tak czy siak kończąc ten hagiograficzny wylew zmierzam do sedna, czyli do albumu formacji McDonald & Giles z roku 1970 pod takim właśnie tytułem.




 Wydanie płyty McDonald and Giles" zbiegło się nieomal w czasie z wydaniem trzeciego krążka KC pod tytułem "Lizard" i można by długo rozwodzić się nad podobieństwami i różnicami obu zespołów ale to nie miejsce i nie czas na to. Dość będzie zacytować samego Michaela Giles'a: " Chcieliśmy stworzyć muzykę łagodniejszą, delikatniejszą, subtelniejszą, a ponadto, tak to ujmę, bardziej przyjazną kobiecie. Praca nad tą płytą była dla mnie uroczym przeżyciem!"
 Cóż więcej dodać? Fakt. Płyta jest (na tle dokonań KC) nieomal popowym produktem, ale nie ujmuje to nic z jej niezaprzeczalnego uroku. W bogatym instrumentarium, poza klasycznymi pozycjami pojawiło się kilka ciekawostek. Michael: perkusja, ins. perkusyjne (min.: butelka mleka, gwizdek, piłka ręczna, czy choćby pudełko orzechów) oraz chórki, Ian: gitara, fortepian, organy, saksofony, flet, klarnet, cytra, śpiew i rozliczne hałasy (uff...)
 Poza tym był jeszcze brat Michael'a Peter na basie, gościnnie Steve Winwood na klawiszach oraz Michael Blakesley na puzonie. Za aranżację i dyrygenturę sekcjami smyczkową i dętą w suicie "Birdman" możemy zaś być wdzięczni panu Mike'owi Gray'owi. Teksty na album napisał w większości nadworny tekściarz Karmazynowego Króla Pete Seinfeld.

Pośród zarejestrowanych utworów jest właśnie ten jeden, który pragnąłbym gorąco ocalić przed zgubą: suita "Birdman" - złożona z kilku przepięknych i bardzo różnych części historia pewnego jegomościa z miasteczka Walthamstowe, który postanowił ziścić wreszcie swoje marzenia o lataniu. To ponad 20 minut zmian stylów i temp, tworzących razem jedną z najbardziej niezapomnianych muzycznych podróży wszechczasów. King Crimson z pewnością nie powstydziłoby się "Birdmana" na którymś z wczesnych krążków...


 Kariera zespołu McDonald and Giles niestety zakończyła się na tym jednym albumie i wcale nie poprawia mi humoru fakt, że takie też było założenie samych twórców... Założyć wreszcie swoje skrzydła i uciec przed wieczną zimą, gdzieś, gdzie nikt nic od nas nie chce... I gdzie nie ma Roberta Frippa...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz